05-09-2012 22:18
Schlammhammer (RNI) - felieton
W działach: Schlammhammer, bzdury | Odsłony: 13
Dziś coś z zupełnie innej becznki, a mianowicie felieton o kulisach powstawania Schlammhammera.
Siedzę właśnie przy komputerze i jem kanapkę. W okienku obok - Schlammhammer. To był cholernie ciężki dzień. Ale, motyla noga - cholernie owocny. Już za 100 godzin będzie gotowy. Przelałem w te 32 stronki a6 mnóstwo serca, lata doświadczenia, bezsenne noce, cały kosz pogniecionych kartek drobnym maczkiem zapisanych nie dość dobrymi pomysłami. 32 strony - minimalizm jest siłą. Nie będzie lania wody, masy tabelek, tego całego crapu, który tak wkurza nas wszystkich w wielkich erpegowych produkcjach. Prawdziwi erpegowcy nie potrzebują kredy, gra służy do grania, do diaska. Niepotrzebne nam też ilustracje, RPG to gra wyobraźni, prawda? 32 stronki czystego erpegowego mięsa. Niemal każdy akapit to walka z myślami, który ze świetnych pomysłów zostawić, który - równie świetny - wyrzucić. Ekstrakt ekstraktów, krem kremów. Wszystko co najlepsze. W Schlammhammer nie ma miejsca na jakiekolwiek mielizny. Wszystko co potrzebne, ani akapitu zbędnego kawałka. Naciskam alt+tab i patrzę przez chwilę na swoje najmłodsze dziecko. Usuwam jakiś zbędny przymiotnik wracając myślami do tego jak to wszystko się zaczęło...
Zawsze chciałem zagrać w grę naprawdę dojrzałą, dla dojrzałych graczy. Taką z poważnymi moralnymi dylematamii i brutalnymi finiszerami. Zawsze chciałem zagrać w grę w której wreszcie można zagrać prawdziwym twardzielem. Nie jakimś awanturnikiem, czy tfutfu bohaterem. Człowiekiem z misją, pasją, kodeksem. I z Charakterem, takim wielką literą, a nie rubryczką na karcie postaci. Na straży prawa, w obronie niewinnych, jak Kevin Costner w Niesamowitym Jeźdźcu Znikąd, Tommy lee Jones w Ściganym, Bruce Willis w czymkolwiek. Człowiekiem nie z byle blizną, ale cholerną ropiejącą raną przez całe zamknięte w cynicznej płytówce serce. Z piepszonym Venomem zżerającym go od środka. Twardzielem, który próbuje wyklepać choć trochę parszywy świat, w którym przyszło mu żyć. Świat realistyczniejszy i okrótniejszy niż wszystkie dedekowe settingi razem wzięte. Świat klaustrofobiczny, świat postapokaliptyczny. Cholerną metaforę opresyjnego społeczeństwa do warhammerowej potęgi. Nie ma bogów, nie ma ludzi, są tylko potwory, syf i paranoja.
I wtedy zdałem sobie sprawę, że nikt nie zrobi takiej gry. To zbyt nowatorski, zbyt daleko idący projekt. Nikt się nie odważy. Taka gra nigdy nie powstanie, jeżeli... jeżeli ja sam jej nie napiszę.
Zatem napisałem, prawie. Jeszcze ostatnie szlify, całe mnóstwo ostatnich szlifów. Kończę kanapkę, herbata stygnie, za oknem ukochany mrok. Czas wrócić w mroczne podziemia, na powrót zanurzyć się w czarnym szlamie bluźnierczego nieznanego, czarnym szlamie ludziej podłości, Tak, jestem wariatem. Wariatem, który chce dać wam Schlammhammera, grę jakiej jeszcze nie było.
I powiem wam jedno - to będzie cholernie dobra gra.
Siedzę właśnie przy komputerze i jem kanapkę. W okienku obok - Schlammhammer. To był cholernie ciężki dzień. Ale, motyla noga - cholernie owocny. Już za 100 godzin będzie gotowy. Przelałem w te 32 stronki a6 mnóstwo serca, lata doświadczenia, bezsenne noce, cały kosz pogniecionych kartek drobnym maczkiem zapisanych nie dość dobrymi pomysłami. 32 strony - minimalizm jest siłą. Nie będzie lania wody, masy tabelek, tego całego crapu, który tak wkurza nas wszystkich w wielkich erpegowych produkcjach. Prawdziwi erpegowcy nie potrzebują kredy, gra służy do grania, do diaska. Niepotrzebne nam też ilustracje, RPG to gra wyobraźni, prawda? 32 stronki czystego erpegowego mięsa. Niemal każdy akapit to walka z myślami, który ze świetnych pomysłów zostawić, który - równie świetny - wyrzucić. Ekstrakt ekstraktów, krem kremów. Wszystko co najlepsze. W Schlammhammer nie ma miejsca na jakiekolwiek mielizny. Wszystko co potrzebne, ani akapitu zbędnego kawałka. Naciskam alt+tab i patrzę przez chwilę na swoje najmłodsze dziecko. Usuwam jakiś zbędny przymiotnik wracając myślami do tego jak to wszystko się zaczęło...
Zawsze chciałem zagrać w grę naprawdę dojrzałą, dla dojrzałych graczy. Taką z poważnymi moralnymi dylematamii i brutalnymi finiszerami. Zawsze chciałem zagrać w grę w której wreszcie można zagrać prawdziwym twardzielem. Nie jakimś awanturnikiem, czy tfutfu bohaterem. Człowiekiem z misją, pasją, kodeksem. I z Charakterem, takim wielką literą, a nie rubryczką na karcie postaci. Na straży prawa, w obronie niewinnych, jak Kevin Costner w Niesamowitym Jeźdźcu Znikąd, Tommy lee Jones w Ściganym, Bruce Willis w czymkolwiek. Człowiekiem nie z byle blizną, ale cholerną ropiejącą raną przez całe zamknięte w cynicznej płytówce serce. Z piepszonym Venomem zżerającym go od środka. Twardzielem, który próbuje wyklepać choć trochę parszywy świat, w którym przyszło mu żyć. Świat realistyczniejszy i okrótniejszy niż wszystkie dedekowe settingi razem wzięte. Świat klaustrofobiczny, świat postapokaliptyczny. Cholerną metaforę opresyjnego społeczeństwa do warhammerowej potęgi. Nie ma bogów, nie ma ludzi, są tylko potwory, syf i paranoja.
I wtedy zdałem sobie sprawę, że nikt nie zrobi takiej gry. To zbyt nowatorski, zbyt daleko idący projekt. Nikt się nie odważy. Taka gra nigdy nie powstanie, jeżeli... jeżeli ja sam jej nie napiszę.
Zatem napisałem, prawie. Jeszcze ostatnie szlify, całe mnóstwo ostatnich szlifów. Kończę kanapkę, herbata stygnie, za oknem ukochany mrok. Czas wrócić w mroczne podziemia, na powrót zanurzyć się w czarnym szlamie bluźnierczego nieznanego, czarnym szlamie ludziej podłości, Tak, jestem wariatem. Wariatem, który chce dać wam Schlammhammera, grę jakiej jeszcze nie było.
I powiem wam jedno - to będzie cholernie dobra gra.